Zawsze  najważniejsze
 

X  -  inaczej . . .
 

Znormalizowani  aż  do  bólu - Piotr Bratkowski GW (komentarz)
 

Trenują  szare,  normalne  życie...
 

Instytut  Polski  w  Sztokholmie
 


 

Zawsze  najważniejsze

 

Choć wyrażanie takiej opinii w czasach szalejącego konsumeryzmu wymaga nie lada odwagi, miłość jest bezdyskusyjnie najważniejszym wydarzeniem między narodzinami a śmiercią człowieka. Jednocześnie, jak wyjaśnia w swojej książce "Psychologia miłości" profesor Bogdan Wojciszke, "jeden z paradoksów miłości polega na tym, że gdy kochamy kogoś namiętnie, szansa, iż przynajmniej od czasu do czasu będziemy go nienawidzieć, nie tylko nie spada, ale i rośnie".

O miłości namiętnej, romantycznej, czasem obsesyjnej śpiewa Kora - wciąż popularna piosenkarka rockowa. Utwór "Kocham i nienawidzę" z albumu Maanam zatytułowanego "Róża" wydaje się być wyznaniem wiary autorki słów, Olgi Jackowskiej vel Kory.

W pierwszej zwrotce Kora śpiewa: "Wymyślałam cię po trochu, każdego dnia". Chodzi o uczucie jakiego doznajemy, gdy poznamy kogoś, na kogo długo czekaliśmy, kogoś kto wydaje nam się tak bliski wymarzonemu ideałowi. Często takie niespodziewane spotkanie może zmienić nasze życie, nasze spojrzenie na samego siebie, na świat. Gdy Jackowska pisze "Nie uciekniesz z mojej głowy, choćbyś chciał" ma na myśli niepokój jakiego doświadczamy gdy jeszcze nie jesteśmy pewni. Często przecież walczymy ze swoimi emocjami, chcielibyśmy zapomnieć. Przeważnie jednak "nad otchłanią wielkiej ciszy, nad przepaścią bez dna" przerzucamy "most miłości".

Druga zwrotka zaczyna się od słów: "W zakamarkach cudnej duszy hula wiatr". Psychika człowieka jest wielkim obszarem, którego penetracja wykracza poza nasze możliwości poznawcze. Ukochaną czy ukochanego odkrywamy jakby wiele razy... Jednak mimo często ogromnych różnic i nieporozumień odczuwamy głęboką potrzebę zbliżenia, odnalezienia się w jedności. ("Mocno kochaj mnie dziś w nocy, nie chcę spać".) Jakby rozmarzona Kora śpiewa: "Zanurzeni w wielkiej ciszy wędrujemy wśród gwiazd". Zwrotkę kończy słowami: "Budujemy dom, dom miłości." Właśnie miłość, trwały związek mogą być strukturą, na której opieramy nasze życie. "Dom miłości" to wsparcie jakiego sobie nawzajem udzielamy, pewnego rodzaju wspólnota.

W refrenie piosenkarka śpiewa:

 

"Kocham cię, kocham cię i nienawidzę.
Jeśli złapać mnie chcesz, jeśli złapać mnie chcesz to na chwilę.
Kocham wodę, wiatr, a ogniem się pieszczę.
Kocham ogień, wiatr, kocham ogień z deszczem."
 

A więc miłość należy podtrzymywać przy życiu, starać się aby nie wyblakła. Choć czasem tak trudno zrozumieć bliską nam osobę, a uczucie spełnienia, harmonii może okazać się krótkotrwałe, miłość - żywioł pełen sprzeczności - decyduje o wartości naszego życia. Ten wątek pojawia się w tytułowej "Róży". Miłość jak róża ma kolce, "zadaje cios bezbłędnie". Róża, piękny kwiat wymagający ciągłej pielęgnacji, nie nosi znużenia, umiera bez namiętności. W innej piosence Kora śpiewa, że "miłość pali jak pożoga". Kto kiedyś kochał, wie, że tak właśnie jest.

Uważa się, że teksty Jackowskiej są ubogie w środki wyrazu i daleko im do "prawdziwej poezji". Owszem, Kora posługuje się prostym, a nawet surowym językiem, co według mnie jest raczej zaletą jej piosenek. W tych prostych słowach, którymi często posługujemy się na co dzień autorka zdołała zawrzeć wcale niebanalne treści. Oryginalne metafory zbudowane tak prostymi środkami uderzają trafnością. Ku prostocie, oryginalnej formie pozwalającej na ekspresję emocji i myśli dawno wyrażonych już słowami wielu poetów zmierza przecież współczesna poezja.

Choć poezja śpiewana w rytmie rock'n roll'a, a tak właśne określiłbym twórczość Jackowskiej, rządzi się swoimi prawami, autorka nie ogranicza się do oklepanych tematów, nie stroni od głębszej refleksji. W zdaniu "Słońce jest okiem Boga, a wiatr jego tchnieniem,/ Tak szepczą jaszczurki, tak mówią kamienie" Kora przemawiając do wyobraźni każdego definiuje niemal pojęcie prawdy obiektywnej, przyrodzonej. Piosenka "Słońce jest okiem Boga" traktuje właśnie o możliwościach poznawczych człowieka, o dostępnym nam świecie zjawisk i wciąż nie zgłębionej istocie, o maskach jakie często przybieramy i o naszym zawsze subiektywnym spojrzeniu na ludzi i ich czyny.

W tym miejscu muszę jednak powiedzieć, iż gdyby Kora nie wykonywałaby napisanych przez siebie piosenek jej teksty straciłyby na wartości. Bo Jackowska to nie tylko poetka, ale też znakomita piosenkarka doskonale interpretująca swoje piosenki.

Skąd się bierze fenomen popularności Maanamu? Dlaczego teksty Olgi Jackowskiej niosą tak wiele bliskich niektórym z nas treści? Nie ulega wątpliwości, że Kory słuchają głównie ludzie młodzi, nawet bardzo młodzi, poszukujący romantycznych uniesień. Są jednak wśród fanów Maanamu ludzie dorośli, często w wieku średnim. Jackowska oferuje im nieco magiczny świat pełen autentycznych doznań i piękna. Jednocześnie dystans do samej siebie, czasem autoironia sprawiają, iż Kora jest bezpretensjonalna.

Maanamu słucha już kolejne pokolenie, a wokół zespołu narosła legenda. Z grupą Marka i Olgi Jackowskich łączy się nie tylko wizja artystyczna określająca miejsce rock'n roll'a w kulturze końca XX wieku, ale również tak charakterystyczna estetyka i spojrzenie na świat. W tym sensie Maanam jest zjawiskiem kultowym.

Maria Szyszkowska, filozof, profesor zwyczajny U.W., pisze w książce "Zagubieni w codzienności": "Konflikt pokoleń - o ile odczytać go jako ścieranie się prawd tych, którzy są   m ł o d z i  d u c h e m - oraz  s t a r z y  d u c h e m  jest nieunikniony. Ale trzeba przy tym pamiętać, że "zła dojrzałość", a więc skostnienie, brak wrażliwości na to, co nowe, brak zdolności do rozwoju - występują również i u ludzi biologicznie młodych." Kora nie udaje nastolatki. Jej piosenki są wyznaniem osoby młodej duchem. Kora nigdy się nie zestarzeje - śpiewa o tym, co zawsze najważniejsze. Choć nie wiem jak słuszne są protest songi, choć nie wiem jak głośno wykrzyczane słowa sprzeciwu odejdą w niepamięć...

Ktoś powie, że Maanam to zjawisko kultury masowej. Czy można jednak do tego samego worka wrzucać Korę i wykonawców disco-polo? Nawet najbardziej zagorzali przeciwnicy tak zwanej kultury masowej muszą przecież przyznać, że na tak zarysowanym tle Maanam jawi się jako fenomen, awangarda. Może zresztą czas najwyższy odrzucić uprzedzenia i spojrzeć na zdemokratyzowaną kulturę końca XX wieku bez przymrużenia oka? Wciąż nie dostrzegamy zmian, a tymczasem  k u l t u r a  p o s t m o d e r n i s t y c z a   i w Polsce ma rację bytu.

To nie przypadek, że na płycie "Róża" znalazła się piosenka ze słowami Wisławy Szymborskiej. I właśne trawestując słowa poetki chciałbym wyrazić nadzieję, iż urodziwszy się bez wprawy pomrzemy bez rutyny.

1996 r.

 

Na górę



 

X  -  inaczej . . .  

 

W Polsce nie ma odrzucającego konsumpcyjny styl życia Pokolenia X. Jest tylko fascynacja amerykańskimi nastolatkami. I to wykorzystują w swych reklamach zachodnie koncerny.  

 

      W 1992 roku kanadyjski pisarz Douglas Coupland w książce "Generation X: Tales of an Accelerated Culture" ukazał pozbawione złudzeń pokolenie, które pojawiło się po yuppies. Pokolenie zbuntowanych, odrzucających materializm i rozpasaną konsumpcję, preferujących za to podróże, i wykazujących raczej ogólny brak zainteresowań Amerykanów urodzonych po 1970 roku. Ta właśnie grupa wiekowa już rok wcześniej przyciągnęła uwagę dziennikarzy, którzy nazwali ją "twenty-somethings" lub nową Blank Generation. Jej odpowiednik we Francji to "la generation nulle", a w Kalifornii "the slackers" - "próżniaki" (Tony Thorne, "Słownik pojęć kultury postmodernistycznej", s. 256-257).
      Według Couplanda współczesną młodzież charakteryzuje nieufność wobec wszelkich autorytetów, a jednocześnie niechęć do ich obalania. Przedstawiciele Generacji X są pasywni, w życiu poszukują przyjemności i natychmiastowego spełnienia pragnień. Nie tworzą jednolitego prądu politycznego, światopoglądowego czy religijnego. Pod X można podstawić zarówno ideologię New Age, jak i hedonizm, a także wegetarianizm, pacyfizm, kontestację, indywidualizm albo cokolwiek innego. O Generacji X mówi się, że jest pragmatyczna do granic cynizmu. Pragmatyzm i cynizm tego pokolenia nie ma jednak nic wspólnego z oportunizmem i konformizmem yuppies. Chodzi tu raczej o świadome negowanie rządzących współczesnym światem brutalnych zasad i o uzyskiwanie wszelkich korzyści możliwie najmniejszym kosztem.
      Generacja X została mniej lub bardziej trafnie sportretowana w filmach "Orbitowanie bez cukru" i "Clueless". Natomiast przedstawiona w socjologizującym obrazie "Dzieciaki" grupa nastolatków, których życie wypełnia zdobywanie narkotyków i szybki seks, nie ma z Pokoleniem X nic wspólnego. Film ukazuje patologię. Makabrycznym nieporozumieniem jest kojarzenie "Dzieciaków" z pokoleniem dwudziestolatków.
      Jednak w obiegu znalazło się wiele stereotypów. Generacja X wywołuje przedziwne skojarzenia: skateboard, snowboard, luźne bluzy, szerokie spodnie, narkotyki, rave, grunge, graffiti, wolna miłość, popcorn, krótko przycięte, farbowane na żółto włosy, kolczyki, AIDS, robaki i tak w nieskończoność... Ciekawe, że właśnie narastające nieporozumienia tworzą mozaikę składającą się na funkcjonujący w świadomości zbiorowej wizerunek "straconego pokolenia".
      Tymczasem przedstawiciel Generacji X pochodzi z rodziny średnio zamożnej, nawet zamożnej, jest studentem lub absolwentem jednego z renomowanych uniwersytetów. Mieszka w wynajętym bungalowie i pracuje jako barman (przedstawiciele Generacji X nie mają żadnych nieruchomości i uprawiają nisko płatne, pozbawione prestiżu pseudozawody). Zarabia na podróż do Indii, gdzie zamierza spędzić co najmniej rok. Sympatyzuje z ruchem Greenpeace i jest wegetarianinem. Poza tym "cierpi na paraliżujący go odwieczny spleen".
 

U źródeł wartości dodanej  

 
      Wartość dodana, pojęcie stosowane w reklamie, oznacza dodatkową wartość, którą dana marka nabywa dzięki promocji marketingowej. Reklamowanemu produktowi nadaje się osobowość.
       Etos Pokolenia X został wykorzystany w kampaniach reklamowych PepsiCo. (napoje orzeźwiające) i Nestle (batony Lion). Jedna z reklam informuje o "składnikach" pepsi: "odrobina absurdu, mnóstwo wolnego czasu, rock'n'roll, lato, swoboda, dżinsy, skateboardy, grunge, graffiti, bliscy przyjaciele, marzenia i pragnienia, zawrotne prędkości, szybkie decyzje, kultowe filmy, drobne przyjemności, wielkie wynalazki, miłość, bunt, rok 2000, długie noce w pubach, różowy "garbus", nieokiełznany temperament, nie kończące się rozmowy przez telefon, taniec, popcorn, podróże". Pepsi otrzymała więc osobowość typowego przedstawiciela Pokolenia X.
      Trzeba przy tym zaznaczyć, że grupę odbiorców, do których skierowana jest reklama, można określić jako "młodzież szkolną w wieku od 12 do 18 lat". Odbiorcami docelowymi byliby więc rówieśnicy bohaterów filmu "Dzieciaki"...
      "Składnikami" pepsi są elementy wspólne każdej kulturze czy subkulturze młodzieżowej. Nie brak tu zwykłych marzeń i pragnień wszystkich nastolatków. Jednak indywidualizm, który wyraża się w samej formie manifestu życiowego credo i w haśle reklamowym "słuchaj siebie", jednoznacznie wskazuje na źródło inspiracji. Marzenia i pragnienia, drobne przyjemności, bunt i podróże to fundamenty etosu Generacji X. Credo PepsiCo. może wydawać się niespójne, a nawet pełne sprzeczności. Taka właśnie jest kultura postmodernistyczna - elektryczna i zaśmiecona. Funkcjonujące w świadomości polskiej młodzieży wyobrażenie o Pokoleniu X jest jak beczka bez dna, do której można wrzucić absolutnie wszystko. Dlatego różowy "garbus" w zestawieniu z zawrotnymi prędkościami nie razi.
 

X po polsku

 
      Czy Generacja X jest wymysłem pisarzy i dziennikarzy? Czy funkcjonuje tylko w obrębie kultury masowej? A może jest elementem społecznej rzeczywistości?
      Znam tylko jedną osobę przypominającą literacki pierwowzór przedstawiciela pokolenia - narratora "Generation X: Tales of an Accelerated Culture". Studiuje zaocznie nauki polityczne. "Puszcza muzykę" w jednym ze szczecińskich klubów. Wcześniej "pracował za barem". O jego pragmatyzmie i cynizmie świadczy to, że jeździł kiedyś kradzionym samochodem. Mówi, że odkąd Szczecin stał się stolicą handlu narkotykami, zrobiło się wesoło. Ma mnóstwo wolnego czasu i lubi "pohulać". Nosi szerokie spodnie i obszerne bluzy. Jeździ na desce. Odbył wielomiesięczną podróż po Indiach. Nie je "ścierwa" (mięsa). Nie zamierza podjąć "poważnej" pracy. Buntuje się przeciwko rodzicom, z którymi... mieszka.
      Młodego Polaka, studenta, nie stać na wynajęcie bungalowu. Pensja pracującego na pół etatu barmana, stypendium i drobna finansowa pomoc rodziców ledwo umożliwiłyby utrzymanie się. Wielu studentów dorabia, ale nie stać ich na podróże do Indii. Gdy tylko ktoś skończy studia, rozgląda się za możliwie najlepiej płatną i odpowiedzialną pracą. Wiele osób, często zmuszonych własną sytuacją ekonomiczną, przerywa studia, by podjąć zatrudnienie. Nie stać nas na kontestację.
      Utożsamianie się z Pokoleniem X nie jest jednoznaczne z przyjęciem sposobu życia, społecznych postaw i zachowań dwudziestolatków z Ameryki. Szerokie spodnie i luźne bluzy świadczą jedynie o zapatrzeniu w modę i sposób spędzania wolnego czasu amerykańskich nastolatków. W Polsce mamy więc do czynienia z naśladownictwem i fascynacją kulturową. W Stanach Zjednoczonych Generacja X jest zjawiskiem socjologicznym.
      W Polsce trudno mówić o Pokoleniu X. W swojej treści reklamy PepsiCo. nie odwołują się więc do doświadczeń polskich "próżniaków". Żerują raczej na fascynacji kulturowej nastolatków. Nie trafiają w próżnię - tak silna jest moc oddziaływania wzorców propagowanych przez anglojęzyczną kulturę masową.
      Również teksty reklamowe są nośnikiem wzorców kulturowych i społecznych. W szczególności reklamy PepsiCo. mogą budzić fascynację. Tym samym czerpią z kreowanych przez siebie postaw i zachowań. Mamy więc do czynienia z pewnego rodzaju perpetuum mobile.
 

Skomercjalizowana kontestacja

 
     Jak wykazał Janusz Czapiński w swojej pracy "Uziemienie polskiej duszy", nasze samopoczucie w coraz większym stopniu zależy od wielkości mieszkania i wartości samochodu, którego ledwo co zdążyliśmy się dorobić. Polski drapieżny kapitalizm przybrał formę znaną z XIX wieku. Społeczeństwo wytwarza ogromną presję, której poddaje się również pokolenie dorastających nastolatków.
      Ulegliśmy fascynacji blichtrem kultury Zachodu. Kupujemy opakowanie, nie patrząc na jego zawartość. I tak, raczej nieobecna w polskim życiu społecznym kontestacja została wykorzystana jako element zachodniej kultury popularnej w celach komercyjnych. Bunt sprowadza się do puszki pepsi. Koniecznie schłodzonej (cool).
 
* Łukasz Wajs (1973-98) - studiował filmoznawstwo i filozofię na University of Kent (Anglia), później uczył się w Prywatnej Wyższej Szkole Biznesu i Administracji oraz Wyższej Szkole Komunikacji i Mediów Społecznych w Warszawie. Zginął 23 lutego br. schodząc z Mięguszowieckiego Szczytu w Tatrach.
 
Gazeta Wyborcza Środa 15 lipca 1998

 


  Na górę


 

Znormalizowani aż do bólu

 

Badania socjologów potwierdzają intuicje Łukasza Wajsa: nie ma polskiej Generacji X. Młodzi ludzie chcą robić kariery, a nie buntować się. Chyba że ich buntem wobec pokolenia rodziców jest dążenie do normalności  -  pisze Piotr Bratkowski.

 
      Młody, niespełna 25-letni chłopak spróbował sportretować swoje pokolenie. Nie zdążył; zginął w Tatrach. Tekst, który pozostawił, jest raczej hasłowym szkicem do portretu niż portretem. Mimo to tekst Łukasza Wajsa wydaje mi się interesujący co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, ze względu na postawione w nim tezy. Po drugie, ze względu na przebijającą z tego tekstu tęsknotę.
      Teza autora brzmi: w Polsce nie ma i nie będzie Pokolenia X - pokolenia zbuntowanych młodych ludzi, "odrzucających materializm i rozpasaną konsumpcję", pragmatycznych "do granic cynizmu", zarazem jednak negujących "rządzące współczesnym światem brutalne zasady". Wykształconych młodych ludzi, przedkładających przyjemność nad karierę, podróże nad własne domy, uprawiających "nisko płatne, pozbawione prestiżu pseudozawody". I przy tym wszystkim - cierpiących na spleen. Młodzi Polacy mogą przejmować zewnętrzne atrybuty zachodniej Generacji X, nie przejmą jednak jej specyficznej duchowości.
       Jednocześnie z tekstem Łukasza Wajsa czytałem raport "Młodzież", opracowany w maju tego roku przez instytut badawczy SMG/KRC, specjalizujący się w badaniach rynkowych i społecznych. Raport zbiera badania i artykuły na temat młodzieży z ostatnich kilku lat, by na ich podstawie dokonać syntetycznego opisu postaw i celów życiowych współczesnych młodych Polaków.
     Ten dokument w znacznym stopniu potwierdza skrótową intuicję przedwcześnie zmarłego młodego człowieka. Pod naszym bokiem wyrasta nowe pokolenie. Bardzo liczne: w Polsce żyje dziś 6 mln ludzi pomiędzy 18. a 24. rokiem życia; jeszcze pięć lat temu było ich niecałe 4 mln. I bardzo inne: zarówno od pokoleń poprzednich, jak i od stereotypów, jakie na temat młodzieży mają dorośli.
 

Wagary tracą na popularności  

 
      "Dzisiejsi młodzi Polacy wiedz? dokładnie, czego chcą - piszą autorzy raportu. - Częściej niż osoby ze starszych grup wiekowych myślą o sukcesie życiowym w kategoriach realizacji planów, marzeń, zamierzeń, ambicji".
      Najpierw szkoła. My, dorośli, przywykliśmy myśleć o niej jako o swoistym instrumencie opresji i wydaje nam się, że tak samo myślą o niej nasze dzieci. Otóż nie; szkoła coraz rzadziej postrzegana jest przez młodych ludzi jako instytucja stresogenna (tak widzi ją tylko 27 proc. badanych). Młodzież, nawet postrzegając niedostatki nauczycieli, traktuje ich z dystansem, ale bez niechęci. Tylko niecałe 3 proc. uważa, że "szkoła nic nie daje". Dla większości młodych ludzi to inwestycja we własną przyszłość. Nawet wagary tracą na popularności, bo przez nie "można zbyt wiele stracić w przyszłości".
      Zaledwie 7 proc. Polaków ma wyższe wykształcenie. Ale w grupie wiekowej pomiędzy 19. a 24. rokiem życia studiuje co czwarty. Zaś ponad 60 proc. dzisiejszych licealistów sądzi, że w przyszłości będzie studiować.
      Ważne jest jeszcze coś innego: zmiana motywacji. W latach 80. większość studiujących chciała w ten sposób przedłużyć sobie młodość, odwlec decyzję o podjęciu pracy lub uważała studia za sposób na wewnętrzne doskonalenie się. Dziś takie sentymentalno-abstrakcyjne motywacje bardzo osłabły na rzecz powodów praktycznych. Wykształcenie nie jest celem, lecz środkiem do celu. Młodzi ludzie chcą studiować, by zdobyć dobrą, wysoko płatną pracę (w najgorszym razie zabezpieczyć się przed groźbą bezrobocia) i mieć w przyszłości łatwiejsze życie. Ci ludzie, pisz? autorzy raportu, jeśli "przełożą? umiejętności zdobyte podczas studiów na sukces w karierze zawodowej, będą bardzo liczną (...) elitą. (...) To do nich przede wszystkim będą aspirować tak młodzi, którym nie udało się zrealizować wszystkich planów, jak i ludzie dorośli z klasy średniej".
      A co po szkole? Prawie połowa Polaków, którzy nie ukończyli jeszcze 24 lat, uważa za swój cel życiowy osiągnięcie wysokiej pozycji zawodowej, zrobienie kariery. Dla porównania: w całym społeczeństwie taki cel stawia sobie tylko 21 proc. badanych. Ponad połowa młodych Polaków lubi lub przynajmniej toleruje sytuację walki konkurencyjnej. Zaś sukcesem zawodowym jest dla nich wysokie stanowisko i duże zarobki; w coraz mniejszym stopniu - praca zgodna z zainteresowaniami i ciesząca się szacunkiem społecznym.
      Sukces można osiągnąć dwojako: albo dzięki wysokim kwalifikacjom, albo poprzez założenie własnej firmy. Trzy czwarte nastolatków (i tylko 43 proc. pięćdziesięciolatków) wolałoby pracować na "swoim" niż na etacie. Co ciekawe, te liczby rosną szybciej wśród młodzieży gorzej wykształconej. Autorzy raportu tłumacz? to dwiema przyczynami. Po pierwsze, wśród takiej młodzieży najatrakcyjniejszy jest stereotyp biznesmena. Po drugie, młodzież lepiej wykształcona może coraz drożej sprzedać swoje umiejętności na rynku pracy, często za większe pieniądze, niż zarabiają dziś drobni przedsiębiorcy.
      Nie widać więc tu miejsca dla postaw typowych dla Pokolenia X. I to nie tylko dlatego, że - jak pisał Łukasz Wajs - "młodego Polaka, studenta, nie stać na wynajęcie bungalowu", a "wielu studentów dorabia, ale nie stać ich na podróże do Indii". Przede wszystkim dlatego, że byłoby to sprzeczne ze strategią życiową młodych Polaków. Mówią oni wyraźnie, że kształcą się nie po to, by być piękniejsi duchowo, lecz by dostać lepszą pracę. A pracują po to, by robić karierę i zarabiać pieniądze, nie po to, by podróżować. Z amerykańskimi "X-owcami" łączy ich tylko pragmatyczny egotyzm - nastawiony jednak na sukces, a nie na przyjemność.
 

Odczepcie się

 
      Różnice między młodymi Polakami a ich zachodnimi rówieśnikami z Generacji X, a także między polską młodzieżą obecną a polską młodzieżą "byłą" widać też na przykładzie jej stosunku do instytucjonalnych autorytetów. Pisałem już, że szkoła - nawet gdy nauczyciele nie budzą szacunku - nie prowokuje młodych Polaków do buntu. Podobnie rzecz się ma z rodziną. Z jednej strony aż 93,5 proc. młodych ludzi nie chce być takimi jak ich rodzice. Tylko dla 14 proc. rodzice są autorytetami. Zaledwie co ósmy młody Polak najchętniej rozmawia z ojcem. Ale z drugiej strony - młodzi uważają, że ich rodzice są kochający i przyjacielscy. Mało ich szanując, wcale nie chcą się przeciw nim buntować.
       W jakiś sposób analogiczny jest stosunek młodzieży do takich instytucji, jak Kościół, polityka czy policja. Wbrew stereotypom z PRL-u policja nie jest postrzegana przez młodzież (poza subkulturowymi grupami, takimi jak "kibole") jako "naturalny" wróg. Młodzi raczej mają do niej pretensje, że nie dość troszczy się o ich bezpieczeństwo, nie o to, że jest nadaktywna i represyjna. Stąd też zaskakujące poparcie młodzieży (oczywiście tej, która skończyła 18 lat) dla akcji "Małolat": młodzi coraz więcej wolnego czasu spędzają "w mieście" - w klubach, pubach itp. - i chcą się tam bawić bezpiecznie.
      Za to 99 proc. młodych Polaków nie ufa politykom; ponad 90 proc. wyklucza swój aktywny udział w życiu politycznym lub działalności samorządowej. 99 proc. deklaruje, że nie ma zaufania do księży; znaczna większość nie zna lub nie uznaje społecznej nauki Kościoła - zarazem 84 proc. chodzi dobrowolnie na lekcje religii, a Polakiem zasługującym na największe uznanie jest dla młodzieży Jan Paweł II.
      Kościół, policja, świat polityki - a także, w nieco innym sensie, rodzina - nie są postrzegane jako instytucje wrogie młodym ludziom, jako potencjalny cel ich buntu. Raczej są czymś zewnętrznym wobec świata młodych, który coraz bardziej zamyka się w kręgu grupy rówieśniczej. Widać to zresztą, gdy przegląda się adresowane do młodzieży pisma - od tych najbardziej komercyjnych po subkulturowe ziny. Znakomita większość tematów i problemów istotnych dla dorosłej części społeczeństwa po prostu jest w nich nieobecna. Za to dorosłemu rzeczywistość przedstawiona w tych pismach jawi się jako coś obcego i nieznanego.
Młodzi chyba nie chcą zmieniać świata. Wyraźnie jednak wołają do nas: pozwólcie nam żyć po swojemu, odczepcie się!
 

Bunt wnuków  

 
      Wspomniałem na wstępie o tęsknocie, jaka przebija z tekstu Łukasza Wajsa. Autor nie tylko stwierdzał, że jego pokolenie nie jest Generacją X, lecz także podskórnie miał swoim rówieśnikom za złe, że nie pragną się zbuntować.
      Myślę, że ta romantyczna tęsknota jest dość powszechna w dorosłej części społeczeństwa polskiego. Z kilku przyczyn. Po pierwsze, dzisiejsi rodzice dojrzewali w czasach, gdy przez świat przewalały się kolejne fale młodzieżowych kontestacji. Po drugie, polska historia - od rozbiorów po PRL - właściwie zmuszała kolejne pokolenia do wypracowania własnych form buntu przeciw światu. Mamy więc w podświadomości zakodowany stereotyp, że w naturze każdej młodości leży bunt. Owszem, dałby Bóg, żeby mało bolesny dla nas samych - ale bunt.
      A może to właśnie jest ich bunt? To dążenie do normalności, do konkretu i do łatwego sukcesu życiowego? Amerykańskiej Generacji X łatwo się było buntować przeciw "rozpasanej konsumpcji", ponieważ Amerykanie oddają się tej konsumpcji od paru pokoleń. Nam, hipisom, nam, punkom, też łatwo było się tu w Polsce buntować przeciw cywilizacji konsumpcyjnej, bo i tak mieliśmy słabe szanse na skorzystanie z jej dóbr. Oni taką szansę mają. Może to jest ich bunt przeciw zabałaganionemu światu, jaki w tym miejscu na Ziemi pozostawiła im historia i kolejne pokolenia nas, dorosłych, z coraz bardziej rozchwianym systemem wartości? Może oni podświadomie wiedzą, że po to, by móc na serio buntować się przeciw światu, najpierw trzeba ten świat solidnie, od podstaw, wyremontować?
      A wtedy to ich dzieci - nasze wnuki - zbuntują się przeciw ich materialistycznym dążeniom i ograniczonym horyzontom. Będą znów pisać buntownicze wiersze, ubierać się w stare łachy, olewać pieniądze i kariery. Może nawet pojadą do Indii?
 
Gazeta Wyborcza Środa 15 lipca 1998

 

 Na górę


 

Trenują szare, normalne życie...
 
R o z m o w a   z   M a r k i e m   K o t a ń s k i m.
 
TWARZE: Ludzie szczęśliwi, którzy osiągnęli coś w życiu...
Marek Kotański: Kto to jest? Niby ja?
TWARZE: Ludzie, którzy wyszli z nałogu...
M.K.: Czy są szczęśliwi? Być może.
TWARZE: Czy z narkomanii można wyjść o własnych siłach?
M.K.: Można próbować. Wszystko jednak zależy od indywidualnych predyspozycji i od tego, jak głęboka była narkomania. Jeżeli to było wieloletnie branie, istnieje małe prawdopodobieństwo. Narkomania jest bowiem chorobą szalenie skomplikowaną, dotykającą człowieka nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Można zejść na fałszywą ścieżkę ulegając złudzeniu, że się z tego wychodzi, a potem wrócić do nałogu. Stąd właśnie, wraz z przyjaciółmi, stworzyliśmy system pomocy. W naszych ośrodkach narkomani przez dwa lata uczą jak się funkcjonować na trzeźwo, jak najlepiej zrozumieć samego siebie. Trenują normalne, szare życie. Taki mozolny trening daje realną szansę wyjścia z nałogu.
TWARZE: Dlaczego tak wielu znów sięga po narkotyki?
M.K.: Wynika to właśnie ze skomplikowanej natury narkomanii. Jeżeli ludzie szczerze angażowaliby się w leczenie, wyniki byłyby dużo lepsze. Jako terapeuci natomiast nie dysponujemy narzędziami, którymi moglibyśmy prześwietlić naszych pacjentów.
TWARZE: Czy narkotyk jest elementem osobowości narkomana?
M.K.: Narkotyk pobudza człowieka do takich, czy innych działań. Kieruje jego sposobem myślenia, jego uczuciami. To chemiczna ingerencja w procesy psychiczne. Narkotyk jednak, jako ciało obce, dezintegruje osobowość. Rozpoczyna się okres ponurej egzystencji człowieka wewnętrznie złamanego.
TWARZE: Czy terapia polega na przebudowie osobowości?
M.K.: Tak, na przebudowie, bo nie można zmienić człowieka. Można tylko próbować coś przebudować, wszczepiać protezy psychiczne - uczciwość, otwartość, poszanowanie pracy. Staramy się odnaleźć w narkomanie takie cechy i wartości, które pomogą w utrzymaniu się w abstynencji. To się częściowo udaje.
TWARZE: A jakie cechy skłaniają do brania narkotyków?
M.K.: Myślę, że każdy w sprzyjających okolicznościach może stać się narkomanem i nie ma cech predysponujących do zażywania narkotyków. Jedni wezmą z ciekawości, dla innych powodem ćpania będzie permanentna frustracja. Wpadają ludzie słabi, a także, dość paradoksalnie, silni. Nie są to dzieci z rodzin patologicznych, rozbitych. To inteligenci i robotnicy, sportowcy i aktorzy.
TWARZE: Czy narkoman może być szczęśliwy?
M.K.: Czynny narkoman chyba nie może być szczęśliwy. Jemu się może tylko w pewnym momencie wydawać, że znalazł klucz do raju. Narkotyk z pewnością znieczula, działa jak środek przeciwbólowy. Narkoman natomiast jest zamknięty w swoim kokonie i kopie sobie za życia grób.
TWARZE: Ci, którym udało się wyjść z nałogu czują się lepsi, szczęśliwsi?
M.K.: Myślę sobie, że człowiek, który wyszedł z nałogu i poświęca się dla innych, na przykład w ośrodku, jest szczęśliwy. Ci ludzie realizują się, mają duże poczucie własnej wartości. Czują, że walka z nałogiem nie poszła na marne. Wielu moich przyjaciół, byłych narkomanów, pomagając innym ma ogromne poczucie komfortu psychicznego. Ludzie, którzy wychodzą z nałogu zakładają rodziny, normalnie funkcjonują. Zdają sobie sprawę, że zostali wyrwani z okowów śmierci. Czują, się szczęśliwsi.
TWARZE: Czy wyjście z nałogu można uznać za życiowe osiągnięcie?
M.K.: Zdecydowanie tak. Wyjście z nałogu jest jednym z największych zwycięstw człowieka. Przed piętnastoma laty rzuciłem palenie. Paliłem 70 sztuk dziennie i miałem sparaliżowaną połowę mózgu. Nie wiedziałem już co się ze mną dzieje. Rzuciłem z dnia na dzień. Po dwóch tygodniach moja córka uległa bardzo poważnemu wypadkowi. Chirurg, który wyszedł z sali operacyjnej wyciągnął papierosy i powiedział mi żebym zapalił, bo nie wiadomo jak to będzie. Odmówiłem. Uważałem, że odniosłem sukces. Od wielu lat nie dotknąłem papierosów.
TWARZE: Pytanie osobiste. Czy trzeba być idealistą by wierzyć w przebudowę osobowości człowieka?
M.K.: Tak, trzeba być. Trzeba fanatycznie wierzyć w dobro człowieka. Trzeba być z ludźmi na dobre i na złe. Żaden malkontent, człowiek powątpiewający, nie jest w stanie pracować z narkomanami.
TWARZE: Dziękuję bardzo za rozmowę.
 
Rozmawiał: Łukasz Wajs
TWARZE nr 2 styczeń 1997r


  Na górę


 

 

 

Ten list Łukasz napisał do Dyrektora Instytutu Polskiego w Szwecji po odbytej praktyce stażowej w ramach nauki w Prywatnej Wyższej Szkole Biznesu i Administracji w Warszawie.

 

Sztokholm, 23 września 1995 r

.

Szanowny Panie Dyrektorze
Na wstępie chciałbym podziękować za umożliwienie mi odbycia praktyki w Instytucie. To dla mnie istotne doświadczenie, które na pewno ułatwi mi podejmowanie wielu decyzji w przyszłości. Miałem okazję skonfrontować wiedzę nabytą w czasie studiów z rzeczywistością pracy takiej instytucji jak ta, którą Pan kieruje. Mam nadzieję, że przydałem się i że moja praca nie poszła na marne.
Oceniając pracę Instytutu trzeba stwierdzić, iż nie jest on najlepiej zarządzany. Struktura organizacyjna, kompetencje pracowników są niejasne. Pojęcie dyscypliny pracy wydaje się być zupełnie obce większości pracowników. Gdy po Instytucie jedni snują się znudzeni brakiem zajęcia, inni nie mogą podołać nałożonym na nich obowiązkom.
Dyrektor nie ma w zasadzie możliwości egzekwowania dyscypliny pracy. Pracownicy sami określają swoje kompetencje i zadania. Nie do pomyślenia jest na przykład aby sporządzano statystykę pracy biblioteki (dla kogo i po co?) w momencie kiedy nie spełnia ona swojej zasadniczej roli i wiele innych prac wydaje się pilniejszych. Trudno liczyć na współpracę zajętych "własnymi sprawami" pracowników tworzących tak niezorganizowany zespół. Pozostaje dla mnie zagadką co jest źródłem motywacji do pracy w Instytucie. Płace są przecież żenująco niskie, warunki pracy nie najlepsze a atmosfera wręcz fatalna. Konflikty między pracownikami przybierają nieraz formę karczemnych awantur, których byłem przypadkowym świadkiem. Wszyscy sprawiają wrażenie mocno znerwicowanych. Praca w Instytucie musi więc stanowić przykry obowiązek. Stworzenie odpowiednich warunków i atmosfery pracy wydaje się, zgodnie z teorią zarządzania, bardzo ważne dla poprawy wydajności i samopoczucia pracowników.
Możliwości zastosowania komputerów w pracy Instytutu są wykorzystane w bardzo niewielkim stopniu. W zasadzie komputery są używane tylko jako maszyny do pisania. Działalność Instytutu można usprawnić również poprzez szersze ich zastosowanie. Stworzenie komputerowych baz danych umożliwiłoby łatwy i szybki dostęp do wszelkiego rodzaju informacji. Bibliotekę i wypożyczalnię kaset można by prowadzić w oparciu o bazę danych zbudowaną w programie Microsoft Access.
Właśnie w bibliotece panuje największy bałagan. Należałoby zbiory Instytutu jak najszybciej zinwentaryzować i w pełni udostępnić. Jednak najważniejsze dla poprawy funkcjonowania kierowanej przez Pana instytucji wydaje się jasne określenie kompetencji pracowników. Wymagałoby to doskonałej orientacji w działalności Instytutu. Na pewno z wielu zadań dotychczas wypełnianych przez Instytut trzeba będzie zrezygnować - tak aby można było skupić się na sprawach najważniejszych. Bez precyzyjnego określenia kompetencji jakiekolwiek zmiany personalne nie będą miały żadnego wpływu na funkcjonowanie kierowanej przez Pana placówki. Zwolnienia wydają się być nieuniknione z przynajmniej dwóch powodów. Po pierwsze ograniczenie liczby zatrudnionych umożliwi podwyższenie obecnie żenująco niskich płac. Po drugie zwolnienie części pracowników pozwoli utrzymać dyscyplinę pracy. Stosunki między pracodawcą (tak należy traktować Instytut) a pracobiorcą uległy w Polsce zasadniczym zmianom. Kierowana przez Pana placówka nie może być w żadnym wypadku ostoją P.R.L.-u. Niedopuszczalne jest aby pracownicy Instytutu miesiącami nie pojawiali się w pracy. Utrzymanie 4 etatów (dyrektor, wicedyrektor, sekretarka i bibliotekarka) byłoby optymalne. W realizację konkretnych projektów zaangażowani byliby pracownicy zatrudnieni na zlecenie.

 

Łukasz Wajs

 

POPRAWA  SYTUACJI  FINANSOWEJ  INSTYTUTU PROPOZYCJE  

 

1. Ograniczenie liczby etatów do 4.
 
2. Szersze zastosowanie komputerów - zmniejszenie wydatków na materiały biurowe, oszczędności   wynikające z prowadzenia korespondencji przez pocztę elektroniczną.
 
3. P ł a t n a  wypożyczalnia kaset video. W zbiorach Instytutu znajduje się wiele nie tylko wybitnych ale i "kasowych" filmów. Dobrze zareklamowana wypożyczalnia mogłaby przynieść spory dochód.
 
4. Prowadzenie  o d p ł a t n e j  działalności oświatowej nie tylko dla Szwedów ale i dla polskich biznesmenów. Zapotrzebowanie na kursy z zakresu zarządzania jest w Polsce ogromne. Wykładaliby szwedzcy specjaliści. Taka oferta byłaby na pewno bardzo atrakcyjna dla wielu polskich firm.
 
5. Organizowanie imprez kulturalnych we współpracy z placówkami dyplomatycznymi innych państw. Na przykład sympozjum zorganizowane przez Instytut Polski, Ambasady Litewską i Białoruską pod tytułem "Kultura i sztuka pogranicza" z udziałem Czesława Miłosza połączone z wystawą malarstwa Jerzego Nowosielskiego.
 
6. Promocja Instytutu Polskiego w Szwecji.

 

Na górę